poniedziałek, 5 grudnia 2011

widać można...

Ile proste rzeczy potrafią wzbudzić w człowieku emocji. Nigdy bym się nie podejrzewała o taką czułość, delikatność... ostatnio bardziej niż zazwyczaj oddziałuje na mnie muzyka. Zawsze, od zawsze gra główną rolę w moim życiu i chwilami w ważnych momentach życia zastanawiam się dlaczego wszyscy nie słyszą orkiestry...
Moje ciało i dusza i serce grają ostatnio bardzo melancholijną melodię... co prawda nigdy nie były to imprezowe rytmy, ale ostatnio melodia ta stała się jeszcze bardziej nostalgiczna. Wyrażająca jakiś ból, tęsknotę, pociąg...
"What are you doing the rest of your life?" moje serce ciągle gra tę melodię na wspomnienie jednego ukochanego imienia... ciągle, od tylu lat. Im bardziej marzenia się oddalają, a brutalna rzeczywistość wrzeszczy do ucha, że mam pozwolić im odejść, serce coraz żałośniej wygrywa te takty, z tymi słowami.
Jak można tak kochać? Tak kochać i nic nie dostać w zamian. Żyć tyle lat z przeświadczeniem, że On jest tym jedynym, że z żadnym nie będzie tak jak z nim, że żaden inny nie jest warty czasu i zachodu. Ile można? Widać można..

niedziela, 29 maja 2011

Czy to możliwe?

Czy to możliwe? Rozsądek i doświadczenie mówią mi, że absolutnie NIE! ale serce i dusza zdają się krzyczeć TAK! Krzyczeć, raczej śpiewać jakąś cudną pieśń. Będąc jednak osobą stąpającą mocno po ziemi staram się zdusić ten śpiew i fruwające po moim brzuchu motyle, bo to po prostu nie możliwe i z pewnością się nie spełni. Ale ta nadzieja... która niestety nigdy mnie nie opuszcza.
Na samą myśl pojawiają się w mojej głowie najbardziej pożądane scenariusze. Czuję już zapach innego miasta, smak wina, palce wędrujące po moich ramionach, ramię tulące w tańcu... Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, a oczy stają się nie widzieć pokoju, tylko jakąś uroczą, małą lokalną knajpkę gdzieś w Mediolanie, czy Barcelonie, a może tą cudną restaurację na piętrze wieży Eiffel'a?
Wiem, że to tylko moje marzenia, które w sferze marzeń pozostaną, ale tak nie wiele potrzeba, żeby rozbudzić fantazję i pragnienia... nie wiele... i niestety tak niewiele żeby je potem ugasić.

sobota, 13 listopada 2010

Najwyraźniej...

Jak to dobrze mieć silne postanowienie poprawy... i nie wprowadzić go w życie... ponownie. Jak zdarta płyta. "Tak powiem mu wszystko, wszystko się zmieni"... i bęc, przychodzi co do czego i zapominam języka w gębie, albo strach przed tym co najprawdopodobniej za chwilę nastąpi pozbawia mnie chęci działania i podejmowania drastycznych decyzji - tzn. wprowadzania ich w życie.
Masakra tak zwana.
I wszystko idzie od początku. "Przy najbliższej okazji wszystko mu powiem, przecież nie potrafię tak dłużej, muszę zacząć normalnie żyć"... sranie w banie.
Jeżeli nie potrafię tego raz na zawsze załatwić oznacza to, że potrafię z tym żyć, oraz że jest mi z tym bardzo, ale to bardzo dobrze. Najwyraźniej.

niedziela, 3 października 2010

Postanowienie

Wygrzebałam dzisiaj na YouTube kawałki z serialu "Thorn Birds"... Ptaki ciernistych krzewów, z boskim Richardem Chambarlain'em. Nigdy nie zapomnę, kiedy byłam w liceum i oglądałam ten serial, wyobrażając sobie, że pewnego dnia będzie mi dana ta chwila, kiedy Ziggy i ja się połączymy, w jakimś cudnym zaciszu, jak Maggie i Ralph, mając tylko siebie, poznając każdy kawałek swojego ciała. Tylko tą chwilę. Nie bacząc na nikogo. Wiedząc, że mamy tylko tę jedną chwilę.
Ta chwila nigdy nie nastąpiła... a mi szkoda już czasu. Widać życie nie jest książką i filmem... przynajmniej nie moje.
Widzimy się z Ziggym w przyszły piątek... Nie chcę więcej tkwić w niepewności... w tej chorej miłości, która mi nie pozwala rozwinąć skrzydeł.
Kocham go, bardzo. Ale ile mogę czekać? Ile się łudzić? To postanowione... do piątku.